wtorek, 3 stycznia 2017

Moja osoba

Witam.
Tworząc blog zacznę może od przedstawienia /opisu mojej osoby.
Mam 26 lat, jestem mężatką oraz mamą dwójki dzieci,Olek 5 lat i Julek 1 rok. Szybko wkroczyłam w  życie dorosłe, z  szalonej zabawnej dziewczyny  lubiącej beztroskie życie pełne imprez i szaleństw ze znajomymi  stała się osoba rozważna, ułożona oraz spokojna. Męża poznałam młodo, w wieku 16 lat. Był to mój pierwszy na poważnie chłopak. Gdy prosił mnie o chodzenie, za namową przyjaciółki zgodziłam się ale miał to być chłopak tylko na 2 tygodnie. Losy się tak potoczyły, że jesteśmy ze sobą już prawie 10 lat w tym 5 lat małżeństwem. Mimo młodego wieku zawarcia małżeństwa i obowiązków z tym związanych jestem szczęśliwa.
Oprócz żoną jestem również mamą dwóch synów. Pierwszy syn był "nie planowany" ale mimo to cieszyłam się na wiadomość, że jestem w ciąży. Fakt,byłam w szoku gdy zorientowałam się, że będę mamą , mąż również był szczęśliwy. Niecierpliwie wyczekiwaliśmy jego przyjście na świat. Ciąża niestety przebiegała z problemami,synek śpieszył się na świat, urodził się w 35 tygodniu ciąży. I tu zderzyłam się z rzeczywistością życia dorosłego oraz obowiązku jaki spoczywa na moich barkach, musiałam dorosnąć .
Synek urodził się w 35 tygodniu ciąży,niektóre dzieci rodzące się w tym tygodniu nie mają żadnych problemów zdrowotnych, ale nie w naszym przypadku. Synek miał problemy z płuckami,nie wykształciły się wystarczająco,była walka o jego życie...Świadomość o jego utracie sprawiała mi wielki ból.Mieli go przetransportować do innego szpitala,gdyż szpital ten w którym rodziłam nie był odpowiednio wyposażony w sprzęty. Przewóz dziecka miał nastąpić w przeciągu 2 godzin od porodu. Lekarze nie dawali mu szans,zaproponowali mu chrzest w szpitalu, gdyż wątpili czy przeżyje podróż. Po chrzcie położna zabrała mnie na wózek inwalidzki i zawiozła mnie do synka abym "w razie co" się z nim pożegnała. Było to straszne przeżycie. Najgorsze, że położyli mnie po porodzie na sali z czterema paniami które szczęśliwie urodziły. Patrząc na nie i dzieci oraz widok radości cierpiałam , chowałam się pod kołdrę i po cichu płakałam. Lekarze od kiedy przekazali dziecko do przewozu nie interesowali się nim tak naprawdę, śmiali się mnie pytać co z dzieckiem czy przeżyło czy dotarło itd. Mąż na własną rękę szukał szpitala w którym znajdowało się nasze dziecko. Znalazł. Dziecko przeżyło i miało się lepiej. Ja wypisałam się na własne życzenie na drugi dzień po porodzie i dojechałam do synka. Synek miał się lepiej z dnia na dzień,udało się, uratowali go. Ale mimo wszystko wcześniactwo i problemy zdrowotne po porodzie niosły za sobą konsekwencje. Synek miał refluks-a oraz wzmożone napięcie mięśniowe i kręcz szyjny....ponad rok czasu trwała rehabilitacja. Jako wcześniak musiał kontrolnie odwiedzać różne poradnie specjalistyczne. Mało tego, okazało się, że syn ma genetyczną chorobę krwi. Syn do dzisiejszego dnia jest pod stałą opieką specjalistów. Nieraz leżeliśmy na oddziale onkologii-hematologii.Życie potraktowało mnie nie lekko,musiałam wydorośleć,zrezygnować z siebie dla dobra dziecka.Szczęście w nieszczęściu,że los tak mnie potraktował bo niektórzy mają gorzej.
Mimo problemów i wielu zmartwień, życie toczyło się dalej, były dni szczęśliwe i dni smutne jak w każdej rodzinie. Pełne obowiązków, zmartwień i wiele niewiadomych. Podołałam. Dziś synek ma już ponad 5 lat i ma się dobrze. Rodzina powiększyła się, Oluś ma rocznego brata. Ciąża przebiegała pomyślnie, zdrowie synów bez problemów.

I to tyle o mnie i o moim macierzyństwie... mojego wkroczenia w życie dorosłe :)
Jestem szczęśliwą żoną i mamą :)


3 komentarze:

  1. Cieszę się, że synek wyszedł z wcześniactwa bez większych kłopotów :) Też mam 5-latka w domu, a w zeszłym roku urodziłam w 31 tygodniu, ale mieliśmy to szczęście że szpital miał doskonały OITN, no i że zdążyłam przyjąć dwie dawki sterydów na rozwój płuc synka. Mogłam również przebywać z nim w szpitalu (on w inkubatorze a ja w sali z innymi mamami wcześniaczymi) tak spędziliśmy ponad miesiąc i do domu. Mały miał 1800 g teraz ma 8300 g :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie co przeżywałaś w tym okresie i bardzo współczuję. Dla mnie poród w 35 tygodniu ciąży oraz kłopoty z tym związane były tragedią a co powiedzieć w 31 tygodniu. Będąc na OIOMie z dzieckiem przyglądałam się przez szyby innym dzieciom które ważyły niektóre nawet niecały kilogram,walczyły o życie...moje serce na ich widok się krajało. Jednym się udało a niektórym niestety nie :(...Cieszę się, że synek wygrał i jest tu i teraz:) Życzę dużo zdrówka dla dzieciaczków :)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Zgadza się...życie nie rozpieszcza. Ale mimo tych złych,nieszczęśliwych dni w naszym życiu warto być optymistycznie nastawionym i cieszyć się każdą chwilą. Moje najwspanialsze chwile w życiu to te chwile spędzone z rodziną...z mężem,dziećmi, rodzicami i rodzeństwem. Oczywiście nie zawsze jest idealnie i tak jakbyśmy sobie tego życzyli ale o każdą chwile szczęścia i radości trzeba walczyć,nie wolno się poddawać :)...
    Dziękuję bardzo za tak miły komentarz pod moim wpisem, jest to poezja dla moich uszu oraz dużą motywacją do dalszego rozwoju bloga:)
    Oczywiście zajrzę na Twoją stronę bloga :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń